niedziela, 21 sierpnia 2016

Bądź tu mądry i pisz wiersze - czyli tyle się dzieje, że po trzech dniach trudno przypomnieć sobie, co działo się wcześniej.



W piąteczek jak zwykle bezmięsny odbyła się kolejna "eksukrsija" do Chmielnickiego. Tym razem pacjentem poddanym licznym badaniom była pani Józia, która mężnie zniosła bliskie spotkanie z ukraińską służbą zdrowia. "Daleko od noszy, od noszy najdalej, najdalej!" Doprawdy nie narzekajcie na polskie szpitale. Tego dnia kurs operatorów wózka inwalidzkiego i dźwigaczy na ocenę bardzo dobrą zaliczyli przodownicy pracy: Tomek, Karol i Damian. 


Długotrwałe oczekiwania na korytarzu chłopacy umili sobie lekturą oraz wysoce yntelygentnymi rozmowami. 





A co działo się w Gródku? Głos oddajmy Marysi: "Robiłyśmy to, co zwykle, ale doszłyśmy do wniosku, że bez facetów to się nie da". Ech, co za romantyzm bije z tej jakże mądrej konkluzji.
Trzeba jednak przyznać, że do nawiązywania towarzyskich stosunków z mieszkańcami Domu Miłosierdzia nie potrzeba silnych muskułów, lecz wystarczy spora dawka wdzięku, jaki bez wątpienia posiadają nasze dziewczyny. 




Grupa felczerska tego dnia pracowała zawzięcie, o czym świadczy poniższe zdjęcie umęczonego najlepszego "likara z Polszy".



Podczas sobotniego popołudnia na celownik wzięliśmy ukraińskie dzieci. 
Przełamując barierę językową przeprowadziliśmy szereg kursów.

Wprowadzenie do szkolenia dla pilotów.

Podstawy geometrii przestrzennej.


Rytmika uwielbieniowa w nurcie latyno-polskim



Jak zrobić naleśnika z Karen?


Gesty gimbazy: fundament - facepalm & dzióbek





Znalazło się także trochę czasu na wspólne dotlenienie się z naszymi podopiecznymi.

Kasia & Trójca z kapliczki 


Z kolei w wieczornym oglądaniu filmu towarzyszyła nam babuszka Marysia.


NIEDZIELA - dzień  święty świecić.
Głównym punktem niedzielnego świętowania rzecz jasna była Eucharystia. Po wspólnym wkuszaniu obida ruszyliśmy na zwiedzanie okolic (Satanowa - jakkolwiek to brzmi), której pilotem był ks. Stanisław. 
W busie trzęsło nieziemsko, lecz wszystkie te dziury miłością da się załatać. 



Pozbawieni katapult, kusz i innego rynsztunku zdobyliśmy zrujnowane twierdze. Budowle w ruinie, ale widoki nieziemskie.

Cukier krzepi. 


















Odwiedziliśmy jeden z okolicznych monasterów....








Pustelnię mnicha...




Oraz odbudowaną synagogę....







Ciekawostką była figura Chrystusa Frasobliwego. Wskutek sowieckiej propagandy miejscowi wciąż uważają, że to pomnik właściciela Satanowa, który przepił majątek. 


Miejscowa atrakcja - "sztuczny wodospad".  

 




Kończąc - mały bonus ekumeniczny oraz cerkiew w Gródku. 



Chociaż wydawać się może, że mimo przesunięcia zegarków o godzinę do przodu, cofnęliśmy się w czasie....



   

To nasuwa się jeden wniosek... Ciężko będzie wyjeżdżać... 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz