wtorek, 23 sierpnia 2016

Ostatnie dwa dni pracy... robi się przykro.

Robi się przykro. Ostatnie nasze dni na Ukrainie. Last but not least. Dzieje się dużo, jeszcze więcej posługujemy ale sprawia to jeszcze więcej, więcej radości. Jest haraszo! Nawet bardzo. Gdyby tak policzyć tą naszą radość to nie da się policzyć. 

Poniedziałek był szczególnym dniem. Tak. Wiemy. Wszystkie dni na doświadczeniu misyjnym są szczególne, ale ten był najszczególniejszy z tych szczególnych. Naszym głównym zadaniem tego dnia była posługa... trochę inna niż normalnie. Karmienie karmieniem, sprzątanie sprzątaniem, obchody obchodami, leczenie leczeniem, ale wiemy, że czymś najpiękniejszym co możemy dać to... modlitwa. Modlitwa wstawiennicza. Otoczyliśmy ją naszych podopiecznych. Tych, którzy nie mogli przyjść o własnych siłach do kaplicy odwiedziliśmy w ich pokojach. Dwie grupy wystawienników, trzecia (+ część pensjonariuszy) czuwała przed Panem w kaplicy. Wierzymy, że ta modlitwa działa cuda, zmienia serca i napełnia pokojem. 

Po obiedzie przyszedł czas codziennych obowiązków... a w nich... dobra. Przecież wiecie. Co będę zarzucał wasze pamięci operacyjne. Już dosyć cierpią, że mają tą wątpliwą przyjemność czytania tego. Więc tak jak Marta i Karen...


...obejrzyjcie sobie chociaż obrazki. 

Największym zdziwieniem była Kasia. Znaczy nie sama Kasia. Chociaż często nas zadziwia. Na przykład tym, że przywiozła z Polski szpilki, które chce ubrać na jakąś imprezę. I pracuje w nich, co by były wygodne. 

Damian przeprowadził kurs efektywnego odbierania... znaczy obierania kartoszków.

 "A ten będzie dla pani Józi"

Śpiewamy też. Nie idzie nam źle. Nie wszyscy pensjonariusze uciekają.




Lubimy też się tulić...

i uśmiechać...
i czytać...

Chyba się polubiliśmy...

Są też tacy, którzy robią konkurencję dla najlepszego likara z Polszy. 
"Dzisiaj na obchodzie przy badaniu wykorzystywaliśmy najnowsze metody światowej medycyny. <<Pani Antosiu. Eta spacjalna maszina z Polszy (wskazując na stetoskop). Wy tu mówicie po ukraińsku, a ja tu czuję (słyszę) po polsku. Dawaj Antosia". I dawała... znaczy nadawała. Ku naszej uciesze." - Wojciech (najlepszy likar wśród "ojców duchownych". Na naszym wyjeździe. Czyli jest najlepszy, bo jedyny. Gratulujemy - redakcja). 



Wtorek klasyczny. No prawie. Niezwykłość tego dnia polegała na tym, że był to ostatni dzień naszej pracy. Chociaż... nie tylko. Byliśmy w odwiedzinach u proboszcza. Arbuz + dynia. Czyli po naszemu arbuz + melon + dużo, bardzo dużo i jeszcze czut czut życzliwości. A potem na kolacji u sióstr... czyli po naszemu u siostry Adrianny i też bardzo, bardzo <nanananinini 3 miuty później> życzliwości. 



Z obrazka wynika: "Jak się ciesze, że przyszliście!" Wiadomość podprogowa "Czemu nie jesteście w robocie?!"


"No dobra. Ale jak jesteście to was poprzytulam dla zmyły."

"Ale jednak taki mam żal do was, że nie pracujecie."


 I porobiliśmy sobie trochę zdjęć. Tak jakbyśmy pomarli przez te dwa dni, żeby mieli z czego wybierać zdjęcia na nasze nagrobki. 




Jednak jest to koniec wyjazdu... a jak koniec to mamy różne pomysły.


Mamy także nowe powołanie. Damian i kapłaństwo. I także nowe powołanie w powołaniu. Damian i kapłaństwo i profesor teologii moralnej. Teorię zna... praxis... nie jesteśmy pewni. Zbadamy to. 

Nowo powołany i x. proboszcz. 

Tutaj drugie nowe powołanie w powołaniu. Likar z Polszy i ojciec duchowny w jednym - Mikołaj. Znaczy.. e. Tego chyba nie powinienem pisać. Przepraszam. Pomyliłem się. Ojciec duchowny i likar z Polszy w jednym - Wojciech.

I kolejne nowe powołania. Marta się pogodziła i polubiła. Marysia... potrzebuje jeszcze czasu. I modlitwy. Naszej też.

Ten ostatni zachód słońca w Gródku. A męska część cierpliwie czekała. W kaplicy. Aż dziewczyny przyjdą na nieszpory.
"Tylko jedna fotka i lecimy"

 I jeszcze jednak z tyłu.

"To przecież tylko moment" - Karen

"Dawaj, dawaj. Jeszcze ja." - Marta

 "To one mogą, a ja nie?" - Marysia

 "Nie nie mówcie, że mi nie zrobicie..." - Iwona

A reszta czekała. 
Cierpliwie.

"Dawaj bez nas jeszcze" 
Cierpliwie...

"Tamto za ciemne. Dawaj kolejne."

Bardzo cierpliwie...

"Za dużo tej budowy..."

DO JASNEJ....
Cierpliwie.



Jutro ruszamy. Do Lwowa. Tam trochę zobaczymy. A potem do Polszy. Mikołaj właśnie sprawdza w internecie ile można przewieźć przez granicę. Mówi że dużo litrów... Oczywiście wody z Satanowa. Która jest dobra. Dobra na kamienie nerkowe.

Pozdrawiamy i prosimy o modlitwę!
+


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz