czwartek, 25 sierpnia 2016

Koniec misji. Czas na podsumowanie.

Koniec misji. Po prostu koniec. Byliśmy. Teraz wróciliśmy. Albo raczej wracamy. Jeszcze jesteśmy w pociągu. I tak sobie podsumowujemy. Dużo się działo. 
Ale żeby uczynić zadość ciekawości wszystkich czytelników wpierw o dwóch ostatnich dniach.

 Pożegnanie... Uczuciowe. Były łzy. I dobrze,

Likar z x. Władysławem:

 Pożegnanie z x. proboszczem Wiktorem

I tulenie z siostrą Adrianną.


Busem do Chmielnickiego. A potem pociągiem do Lwowa. 4,5h. Na leżąco. W ciągu dnia. "Czułem się jakbym jechał z Bombaju do Kalkuty".




Wieczorem lądujemy we Lwowie. Przy kościele św. Antoniego (który nas prowadził przez cały nasz wyjazd) w Domie Pielgrzyma oo. Franciszkanów. Pochodziliśmy sobie trochę po mieście: kościół Dominikanów, Jezuitów,  cerkiew Wołoskai katedra Ormiańska. Byliśmy też jeść. Lubimy jeść. 

W czwartek: msza, cmentarz Łyczakowski i Orląt Lwowskich, Katedra Łacińska, fabryka czekolady. Potem dzida po bagaże, na dworzec, marszrtutką do granicy z Polską, przejście przez granice (szybko poszło. W końcu nie szmuglowaliśmy pampersów i pieluchomajtek), jazda busem do Przemyśla... i pociąg. 







Ale teraz trzeba przejść do sedna. Podsumowanie:
  • nasza misja trwała 17 dni
  • przejechaliśmy w obie strony ponad 2000 km
  • przeszmuglowaliśmy przez granicę 18 paczek pampersów, stos leków i niepoliczalną ilość opatrunków
  • wydaliśmy koło 2 340 posiłków
  • "Zrobiliśmy dwie lewatywy"
  • założyliśmy około 80 różnego rodzaju i wielkości opatrunków
  • rozdaliśmy ponad 1000 tabletek
  • umyliśmy korytarze. Wszystkie. Wiele razy.
  • kible też
  • naczynia też
  • "zjedliśmy kilka ton kaszy, hektolitry zup i czaju"
  • wykąpaliśmy wielu pacjentów
  • przegadaliśmy mnóstwo godzin
  • zaśpiewaliśmy niezliczoną ilość piosenek i pieśni
  • spędziliśmy kilkadziesiat godzin na modlitwie
  • dwa razy wyjechaliśmy do Chmielnickiego
  • wypraliśmy, wysuszyliśmy, przemaglowaliśmy mnóstwo pościeli
  • przenieśliśmy kilka szaf, tumboczek i krawatów
  • obraliśmy kilkanaście kg kartoszków
  • ulepiliśmy 600 pierogów
  • zrobiliśmy chyba milion zdjęć




To wszystko byłoby bez sensu, gdyby nie... ONI!
  • pani Helena - krawcowa, szyje, zawsze jadła zupę bez kartoszków.
  • pan Wasyl - "Ruki do dołu". "Ruki do góry". "Lewa noga do góry". "Gdzie jest Iwona?" 
  • pan Alfred - o złotym uśmiechu, wojna w Afganistanie, desanteria, biznesmen, wielbiciel seriali.
  • pan Bolko - znajomość krótka ale intensywna.
  • pan Stanisław - organista, "ja przepraszam", "ja wybaczam", "która tabletka na rano?"
  • pan Sławko - cicha nieobecność, swoje miejsce w kaplicy, jednak trochę mówi (przekonaliśmy się ostatniego dnia)
  • pan Stanisław (inny niż ten pierwszy) - piosenki, wiersze, bosman na statku, praca za kołem podbiegunowym, z TYCH Raczyńskich
  • pani Olcha - synoczki, Ociec Duchowny, "Jadę z wami. Zostawiam wszystko i jadę.
  • pani Antosia - słoneczko likarów, nigdy nie narzekała, zawsze uśmiechnięta
  • pani Bronia - głos zza stolika, tajny współpracownik likarów
  • pani Lenka - gdyby nie uszy to uśmiechałaby się dookoła głowy, całująca po rękach, rozdawała makarony.
  • pani Lubov - "dzisiaj się lubimy?", "ale też taka kochana", miała swoje miski do jedzenia.
  • pani Halina - piękny uśmiech, pogodna, pracowita.
  • x. Władysław - Wojciech relacjonuje: "Podczas pożegnania x. Władysław trzymając mnie za rękę i przytulając do siebie mówi: <<Jestem już stary i wiem, że Polski nie zobaczę. Ale przytulam Ciebie bracie kapłanie i w ten sposób żegnam się z Polską. Dobrze, że tu przyjechałeś>>. Łzy w oczach". 
  • pan Anton - "szykuj wodę na piekielnik (termofor)!", "Życzę zdrowia! Bo wszystko inne można kupić, albo ukraść.", przemyt wódki na suknię ślubną
  • pan Wadim - Iwona wielokrotnie odrzucała jego zaproszenia na papierosa, "Toż to moja babka!".
  • Saszko - jego kichnięcia budziły cały dom, Bob Budowniczy.
  • Nikola - "czasem potrzebował aminazilu", nieodłączny przyjaciel p. Hali, pracowity. Niesamowicie pracowity.
  • pan Pietro - różańce, człowiek ciągłej modlitwy.
  • pan Michał - "generalnie zdrowy"
  • pan Włodzimierz - nie za bardzo mógł chodzić... chyba, że do sklepu. Ale to z polecenia likara. 
  • pani Józia nr. 1. - nie mówiła dużo, tylko przytakiwała.
  • pani Józia nr. 2. - "tego się nie da opisać", pierwsza spotkana pensjonariuszka przez Karola. O 4 w nocy. Na korytarzu. 
  • pani Maria - najlepsza przyjaciółka pani Józi nr. 2., "dawaj kiełbasę", "doktor, gdzie jest Józia?!"
  • pani Bernatka - 98 lat, opowieści o kozie.
  • pani Antosia - ta od stetoskopu i  poszukiwania zielonego swetra, z przekonania Polaczka.
  • pani Uda - podarowała Wojciechowi koszulę, nic nie mówiła, ale się uśmiechała.
  • pani Maria - zawsze miała swoją łyżkę.
  • pani Cecylia i Wiera - nieodłączne przyjaciółki i towarzyszki.
  • pani Stefania  - pięknie mówi po polsku, interpretatorka pieśni.
  • pani Regina - babcia od cukierków.
  • pani Wiera - bardzo radosna, leża na środku, nazywała dziewczyny swoimi rodzonymi córkami. 
  • pani Bronia - bardzo czuła, wrażliwa i dawała ciastka.
  • pani Hala - zasłuchana w słowa Ewangelii czytanej przez Damiana po rosyjsku.
  • pani Wiera - tajemnica zaginionej szafy, wzruszająca historia życia, lubiła chustki na głowę.
  • pani Zośka, Ania i Celina - trójca święta z kaplicy, życzyły wszystkim nieba bez czyśćca. 
  • pani Lonia - "nakapaju mi do ucha... mmmmmm... haraszo, haraszo!", turban i ciekawa historia życia: księgowa z Ałamaty.
  • pani Ania - próbowała przekupić likara, własnoręcznie przepisała cały modlitewnik.
  • pani Hala - albo na korytarzu, albo na uliczku, "Pierożki dawaj!", "Zawołaj Nikole" i... dużo by opowiadać.
  • pani Liza - milcząca obecność, ale wzrok przenikliwy.
  • pani Wiera - pokorna służebnica, stonowana i spokojna.
  • pani Marianka - taka kochana babusia, śpiewała po polsku kolędy.
  • pani Bronia - złożone rączki, aniołek, słuchająca.
  • pani Maria - ciągle nadawała przez telefon, ale jednak kochana, nazywana przez lekarzy caryca.
  • pani Basia - słońce tego domu, pogodna, pomocna, kumpela Hali. 
  • pani Irena - prrr, prrr, wyszywała obrazy, pomagała w maglu. 

To nie z powodu ilości pampersów, spędzonych godzin, zrobionych opatrunków, rozdanych posiłków pojechaliśmy na misję. To właśnie z powodu i dla tych LUDZI tam się znaleźliśmy. Nie żałujemy. To był naprawdę piękny czas.

Pozdrawiamy...
Marysia, Marta, Gosia, Iwona, Kasia, Karen, Mikołaj, Damian, Karol, Robert, Wojciech, Tomek.
+





1 komentarz:

  1. Pozdrowienia dla Panny Marianny Sawińskiej!!!!!!!!! Chwała Panu! Chwała Pani Marannie! Pozdrawiam KnC!

    OdpowiedzUsuń